Powiedzmy sobie szczerze: dla grzybiarzy to był dobry rok. Bardzo udany.
Mleczaj świerkowy (Lactarius deterrimus Gröger), z punktu widzenia przeciętnego grzybiarza – forma rydza. Pyszne. Sama zbierałam (zdjęcie też sama zrobiłam).
A ponieważ powoli kończy się sezon, porozmawiajmy o grzybach. Konkretnie – o grzybach w mitologii, historii i kuchni grecko-rzymskiej.
Dla większości starożytników pierwszym skojarzeniem z grzybami będzie historia, jak perfidna Agrypina otruła nimi swojego męża, cesarza Klaudiusza. Klaudiusz miał wyjątkowo cenić sobie potrawy z grzybów. Agrypina, chcąca się pozbyć cesarza, zanim przywróci do łask swego syna Brytanika kosztem pasierba, syna Agrypiny, Nerona, miała wykorzystać okazję i kazać otruć męża podczas uczty. Starożytne źródła sugerują albo domieszkę trujących grzybów do ulubionej potrawy władcy, albo działanie jeszcze bardziej perfidne – zatrucie piórka, służącego do wywoływania wymiotów. Opinia starożytnych historyków dość jednoznacznie za inspiratorkę morderstwa uważała cesarzową, ale w kwestii tego, kto konkretnie wykonał jej rozkazy, była podzielona. Winiono, dość naturalnie, osobistego lekarza Klaudiusza, Greka Gajusza Stertyniusza Ksenofonta; podejrzewano również oficjalnego testera potraw cesarskich, eunucha Halotusa – w końcu on się niczym nie zatruł i żył jeszcze potem dość długo i całkiem szczęśliwie! Nad całym spiskiem unosił się jeszcze duch rzekomo współodpowiedzialnej Lokusty, słynnej mistrzyni trucizn i właścicielki szkoły dla trucicieli, ulubienicy Nerona (tak, to za z odcinka „The Romans” z Pierwszym Doktorem!).
Anne Tirard jako (mocno komiczna) Lokusta w odcinku The Romans (Doctor Who). Zdjęcie ze strony https://tardis.fandom.com/wiki/Locusta
Zastanawialiście się, co to za grzyby mógł tak lubić Klaudiusz? Odpowiedź nie jest bardzo trudna, bo w kuchni rzymskiej najczęściej spożywano trzy ich gatunki, z którym co najmniej jeden jest bardzo dobrze znany także z naszych lasów. Mowa oczywiście o borowiku szlachetnym (Boletus edulis)… i tu zaczynają się kłopoty.
Bo, widzicie, dla Rzymian boletus to nasza Amanita caesarea, niewystępujący w Polsce muchomor cesarski. A borowik szlachetny to, hmm, fungus suillus, świński grzybek. Ale nie, nie trufla, do której wyszukiwania także wówczas używano świń – trufla to po łacinie tuber, słowo, które znaczy mniej więcej tyle, co bulwa.
Rzymska mozaika z połowy IV w. n.e., przedstawiająca misę z grzybami. Znaleziona na terenie Rzymu, obecnie w Muzeach Watykańskich. Zdjęcie autorstwa Marka Cartwrighta, oryginalnie stąd.
W ogóle z klasyfikowaniem grzybów w Rzymie bywało dość, z naszego punktu widzenia, dziwnie. Zwykle nasi autorzy – głównym źródłem i autorytetem jest tu Pliniusz Młodszy i XXII księga jego Historii naturalnej (rozdziały 92-99) – wymieniają dwa rodzaje grzybów, boleti i fungi/ fungi suilli. Mają też zwykle dość głębokie poczucie, że o tym, czy grzyb jest trujący, decyduje nie tyle jego gatunek (choć, owszem, są świadomi np., że Amanita muscaria jest w swojej świeżej postaci grzybem trującym), co okoliczności i miejsce wzrostu. Jeżeli gdzieś w pobliżu jest jama węża, który mógłby nachuchać na rosnące grzyby swych trującym oddechem, jeżeli w ziemi tkwi, na przykład, kawałek rdzewiejącego żelaza – grzyby będą trujące. Stąd zalecenie, że najlepiej jadać jedynie grzyby zbierane własnoręcznie.
Muchomor cesarski (Amanita caesarea), jeden z ulubionych grzybów Rzymian. U nas niestety nie rośnie – trzeba go szukać w cieplejszych rejonach Europy. Zdjęcie na licencji GNU General Public License, oryginalnie stąd.
Wiemy już, że jadano w Rzymie borowiki i muchomory cesarskie, a także trufle. W spisie przepisów Apicjusza jest całkiem sporo potraw, w skład których wchodzą grzyby, co nie znaczy, że Rzymianie mieli co do nich jednoznaczną opinię. Typowe polne grzyby uchodziły za pożywienie proste, codzienne – przypisywano je prostym, żyjącym w harmonii z naturą mieszkańcom wsi. Z drugiej strony odpowiednio przyrządzone grzyby, zwłaszcza muchomory cesarskie, uchodziły za drogi, elegancki i podniecający element kuchni – nieprzypadkowo nowobogacki pozer Trymalchion chce posiać w swojej posiadłości ich nasiona (tak, Trymalchion się na niczym nie zna i, jak zwykle, bredzi). Uchodziły za zdrowe i smaczne, a jednocześnie – za groźne i niepewne. Obok konkretnych i bystro zauważonych faktów – jak na przykład, że grzyby chętnie rosną pod konkretnymi gatunkami drzew, albo że potrzebują sporo wilgoci – istniało cała mnóstwo związanych z nimi wierzeń i przesądów. Miały (zwłaszcza trufle) rosnąć tam, gdzie uderzył piorun Jowisza. Miały, o czym już pisałam, zarażać się trucizną od otoczenia (i dlatego należy je zbierać dopiero, kiedy węże zapadną już w hibernację z powodu chłodu!). Miały mieć cudowne właściwości – nie tylko truć, ale i leczyć zatrucia. Zestaw przesądów – zupełnie jak dzisiaj w naszych czasach, gdzie wokół grzybów również istnieje tego rodzaju mitologia.
Martwa natura z grzybami (byłyżby to rydze?). Fresk, Herkulanum, I wiek n.e., obecnie w Neapolu. Zdjęcie stąd.
Aha, gdybyście chcieli/chciały wiedzieć: wiele wskazuje na to, że grzyby miały swoją nimfę. Mykene o jasnych warkoczach, córka bogi rzeki Inachosa, założycielka Myken, żona śmiertelnika Arestora i matka jego syna, Argosa (tak, tego od stu oczu!) zawdzięcza swoje imię słowu mykos, grzyb. Byłaby więc, powiedzmy to sobie szczerze, grzybową nimfą. O, taką.
Nimfa grzybów, autorstwa użytkowniczki Nastya3500, źródło: DeviantArt
PS. Przeczytajcie fascynujący artykuł Mary Jaeger „BLAME THE BOLETUS? DEMYSTIFYING MUSHROOMS IN LATIN LITERATURE”, dostępny tutaj. Był bardzo przydatny przy pisaniu tej notki.
W tych nieprzyjemnych czasach zarazy byłoby pięknie móc od czasu do czasu coś przeczytać. Szkoda, że nie kontynuujesz.
PolubieniePolubienie
No patrz, właśnie dziś postanowiłam wrócić 🙂
PolubieniePolubienie