No serio, Gniewko. Nijak nie chce być inaczej. Sami zobaczcie.
[Eurykleja] (…) poznała natychmiast
Bliznę; zadał ją niegdyś dzik białym kłem Odysowi
Kiedy ten przybył pod Parnas, do Autolikosa godnego,
co spośród wszystkich śmiertelnych najlepszy był w sztuce złodziejskiej.
Dar ten otrzymał od bogów, od samego Hermesa,
Któremu na ołtarzach właściwe spalał ofiary,
Uda koziołków i jagniąt; przyjaźnią więc bóg go obdarzał.
Przybył zobaczyć niemowlę, małego synka swej córki.
Po kolacji piastunka Eurykleja na dziadka kolanach
Położyła chłopczyka i tak rzekła: Autolikosie,
Pora, byś nadał imię dziecku dziecka twojego
ukochanego; od dawna ten ród się modlił o syna.
Tymi słowami odparł Autolikos czcigodnej piastunce:
Zięciu i ty, córko miła, takie mu imię nadajcie:
Ja na tym świecie gniew wielu mężczyzn na siebie ściągnąłem
I licznych kobiet. Niech więc mój wnuk nazywa się Odys Gniewko.
[Odyseja XIX, 393 – 409, przekład własny wysoce niedoskonały]
Autor Odysei odwołuje się tu do popularnej (choć nie jedynej możliwej) etymologii imienia swojego tytułowego bohatera – łączy imię z ὀδυσσάμενος [odyssamenos] formą czasownika ὀδύσσομαι [odyssomai], oznaczającego nienawidzić, być rozgniewanym. No Gniewko, przecież, jako żywo.
No i to właśnie Gniewko vel, mówiąc poważnie, Odyseusz, będzie bohaterem kilku najbliższych moich wpisów. Znaczy, jeśli uda mi się wytrwać w postanowieniu pisania w miarę regularnie, a jak wskazuje historia moich blogów, różnie mi to idzie.
Zacznę, jak by zrobił porządny antyczny biograf, od genealogii. A konkretnie: od headcanonu w kwestii genealogii.

W historii Odyseusza jest tak, jak w wielu, wielu innych postaci mitycznych: twórcy antyczni mają mnóstwo wariantów tego, skąd się ci bohaterowie wzięli. Stąd frustrująco duża ilość pojawiających się wariacji genealogicznych, pomysłów na pochodzenie i imiona rodziców, dziadków i kuzynów trzeciego stopnia. Nie inaczej jest z Odysem. I teraz tak: gdyby to był tekst naukowy, powinnam zdecydować się na pójście za którąś z tradycji i konsekwentnie się jej trzymać – albo homerycka, albo ta z Hyginusa, albo może podpowiedzi Owidiusza? Tutaj nie muszę tego robić i zresztą wcale nie chcę – dobieram z istniejących w źródłach wersji te, które wydają mi się najciekawsze i najlepiej pasują do tego, jak sobie naszego bohatera wyobrażam.
Ponieważ te genealogiczne spekulacje okazały się znacznie obszerniejsze, niż się spodziewałam – dzisiaj przyjrzymy się jedynie genealogii matki Odyseusza, Antiklei. O historii jego ojca, Laertesa, napiszę następnym razem.
Moja ulubiona genealogia Odyseusza byłaby więc taka:
ZE STRONY MATKI
[PRADZIADEK] Hermes, bóg złodziei + [PRABABKA] królewna Chione –> [DZIADEK] Autolikos
Hermesa przedstawiać nie trzeba, bo to jeden z bogów powszechnie kojarzonych – także jako Hermes Dolios, Podstępny, patron złodziei. Tu zwrócę tylko uwagę na jeden fakt: grecki Hermes jest dość modelowym tricksterem, jak Loki czy afrykańsko-karaibski Anansi. Popatrzcie choćby na ten numer, który jako niemowlę robi Apollinowi, kradnąc mu krowy!




Historia ateńskiej królewny Chione w oczach współczesnych czytających nie przynosi chwały ani Hermesowi, ani Apollinowi. Obaj mianowicie zadurzyli się w tej samej dziewczynie: Chione (Śnieżce), córce Dajdaliona, syna Lucyfera.
Serio, syna Lucyfera, tylko że tego grecko-rzymskiego. Lucifer, a po grecku Phoshoros, to bóg świtu, co oznacza jego imię (Niosący światłość), syn najbardziej kochliwej z klasycznych bogiń, Eos / Aurory, różanopalcej bogini świtu. Dajdalion nie wdał się w ojca, w tym sensie, że interesowało go nie niebo, a ziemia, a konkretnie – wojna. Doczekał się córki, która urodą dorównywała boginiom – i to, jak zwykle w mitach, ściągnęło na nią nieszczęście.
W Chione zadurzyli się mianowicie dwaj bogowie naraz i zaczęli się ścigać, który zdobędzie (współcześnie byśmy zdecydowanie powiedzieli: zgwałci) ją pierwszy. Wygrał Hermes, który pogrążył dziewczynę w głębokim śnie; kiedy się zbudziła, nawiedził ją Apollo, biorąc przykład z tatusia i przybierając cudzą postać – w tym przypadku starszej kobiety. W wyniku tego dnia Chione zaszła w ciążę, i to bliźniaczą, i po dziewięciu miesiącach urodziła dwóch synów – przyszłego wybitnego muzyka i inicjatora misteriów, syna Apollina, Filammona, i przyszłego króla złodziei, Autolikosa, który, jak nietrudno się domyślić, za tatusia miał Hermesa.
Autolikos, którego imię oznacza „Sam Wilk”, a który zamieszkiwał w górach Parnasu, był mistrzem i wynalazcą złodziejskiej sztuki, cieszącym się, jak widać z przytoczonego powyżej homeryckiego passusu, sporym szacunkiem, ale i dużą niechęcią ze strony licznych osób płci dowolnej. Wspomniane imię sugeruje jednak jeszcze jedną umiejętność – czyżby Autolikos był wilkołakiem?
Mógł być, bo kultura grecka doskonale zna ideę zmiennokształtności – za moment będzie o tym trochę więcej – a i wilk odgrywa w niej znaczącą rolę, jako zwierzę związane między innymi z Apollinem. Nie jest też tak, że tradycja antycznej Grecji nie zna koncepcji likantropii – istnieją związane z Arkadią narracje o efebach (młodych mężczyznach, już nie chłopcach, ale jeszcze nie w pełni członkach społeczeństwa) przemieniających się w wilki podczas rytuału obejmującego m.in. antropofagię (kanibalizm). Wydarzenia te miały mieć miejsce na świętach zwanych Lykaia, a mających miejsce na górze zwanej Lykaion – obie te nazwy wyraźnie przywodzą na myśl słowo lykos, wilk. Patronem tamtejszego kultu był nominalnie Zeus z przydomkiem Lykaios, ale częściej przywoływano innego boga z tym samym przydomkiem, a mianowicie – Apollina.





Apollo był bogiem, którego związki z wilkiem są wyraźne i niepodważalne. Wilki towarzyszą zarówno matce boga, Latonie, jak i samemu Apollinowi – identyfikują go zresztą właśnie jako boga młodzieńców. To Apollo opiekuje się tą niebezpieczną fazą życia młodego mężczyzny, kiedy ten nie jest już dzieckiem, ale jeszcze nie stał się mężczyzną w sensie społecznych oczekiwań i wymagań, jakie się mężczyznom stawia: jeszcze nie dla niego dorosłe obowiązki, małżeństwo, udział w życiu publicznym. Ten okres w życiu młodych ludzi w społeczeństwach wywodzących się ze wspólnego indoeuropejskiego pnia kulturowego bywa często kojarzony właśnie z wilkiem: dzikość i spryt tego zwierzęcia stanowi model dla chłopców, którzy mają za zadanie żyć, w tym okresie, jak wilki, często utrzymując się z rabunków i posuwając do oszustwa, podstępów i walki nie fair, czyli wszystkiego tego, co zostanie im zakazane, kiedy wejdą w społeczność dorosłych. Kóryos, czyli grupa, w której żyli, pozostawał, jak oni sami, na marginesie społeczności, w liminalnej sferze związanej ze śmiercią i cieniem, ale także – z przemocą.
Ale co to wszystko ma wspólnego z Autolikosem? Wracamy tu do idei lykantropii i do tego, czy dziadek Odysa był wilkołakiem. Może nie był wilkołakiem jako takim, tylko przywódcą takich właśnie wilków? Albo, już jako dorosły, tym, który w tego typu praktykach pełnił rolę wprowadzającego / inicjującego / opiekuna? W końcu Odyseusz jako bardzo młody człowiek przyjechał do niego, żeby zapolować z dziadkiem i wujami na dzika.
Polowanie na dzika w indoeuropejskiej tradycji to coś znacznie więcej niż zwykłe łowy dla zdobycia żywności. Udane polowanie na to konkretne zwierzę uznawano za dowód dorosłości – chłopak, któremu się to udało, przestawał być dzieciakiem, a stawał się dorosłym mężczyzną. Mamy wiele historii związanych z takimi łowami – najbardziej znany mit w greckiej sferze kulturowej to oczywiście polowanie na dzika kalidońskiego, gdzie łączą się różne opowieści, ale są i takie mniej oczywiste: popatrzmy na Adonisa, który umiera podczas nieudanego polowania na dzika (i pozostaje wiecznym młodzieńcem we władaniu dwóch bogiń, Afrodyty i Persefony), Tezeusza, który pokonuje dziką Faję, potworną maciorę (i zostaje herosem), na Heraklesa, któremu jako jedna z prac przypada walka z dzikiem z Erymantu – a wychodząc poza Grecję, na losy Culhwcha w walijskiej i Diarmuida w irlandzkiej tradycji mitologicznej.

Kręcimy się wokół tego Autolikosa w kółko, ale wiele wskazuje, że te poszlaki, które nas prowadzą po skomplikowanej, meandrującej drodze interpretacji jego postaci, wiodą w kierunku historii człowieka, którego doświadczenie życiowe i pochodzenie pozwala na przeprowadzanie młodzieńców przez okres bycia „wilkiem” i wprowadzaniu ich, skutecznie, w dorosłość.
Przejdźmy jednak w końcu do drugiej strony genealogii matki Odysa i zastanówmy się tym razem nad matką jego matki. Tu też z możliwych genealogii wybrałam naprawdę niezwykłą postać. O ile bowiem ojciec Antiklei był królem złodziei i być może wilkołakiem, o tyle jej matka była najprawdziwszą con artist.
[PRADZIADEK] Erysichthon, król, który zjadł sam siebie + [PRABABKA] nieznana z imienia żona króla –> [BABKA] Mestra, zmiennokształtna con artist o złotym sercu
Zaczęło się od pradziadka. Pradziadek Odysa, dziadek Antiklei to w mojej wybranej genealogii Erysichthon. Urodziła go – znowu według wybranej przeze mnie wersji, wariantów jest kilka – Hiscilla, córka znanego nam już z tego bloga oryginalnego Ant-Mana, Myrmidona. Ojcem Erysichthona był, według większości wersji, Triopas, książę Tesalii, który solidnie naraził się Demeter. Co zrobił? Ano, w geniuszu swoim kazał zburzyć świątynię bogini, by wykorzystać materiały budowlane przy stawianiu własnego domu. Demeter się wściekła, zesłała na niego węże , które doprowadziły Triopasa do obłędu, a w końcu przemieniła go w gwiazdozbiór Wężownika (1).

Myślałby kto, że doświadczenia tatusia coś nauczą syna, prawda? No więc nie za bardzo. Jeden z synów Triopasa, Erysichthon, powtórzył błąd ojca niemal kropka w kropkę – tyle że nie zburzył świątyni Demeter, a wyciął drzewa, których bogini zabroniła mu ruszać. A konkretnie, jak nam mówi Owidiusz, wyciął należący do bogini dąb, obwieszony wotami ku czci Demeter. Kiedy słudzy króla odmówili ścięcia drzewa, wściekły na to złamanie swoich rozkazów Erysichthon porwał siekierę i sam wyciął dąb. Zabił przy tym mieszkankę-patronkę drzewa, hamadriadę – a to, razem ze złamaniem boskiego zakazu, doprowadziło z kolei do wściekłości Demeter.
Demeter w wielu retellingach mitów wygląda na łagodną i opiekuńczą, wręcz nadopiekuńczą, ale nie dajcie się zmylić – ona nie na darmo nosi przydomek Demeter Erinys, Demeter-Erynia, łączący ją z boginiami zemsty i sprawiedliwości. Erysichthon szybko się przekonał, że podpaść bogini-patronce jedzenia. Demeter tym razem nie patyczkowała się z wężami – zesłała na butnego króla Loimos, córkę Eris, boginię głodu i głodowej śmierci. Od tej pory Erysichthon nie zaznał spokoju. Najpierw zjadł należące do siebie bydło i konie, potem zaczął wyprzedawać majątek, by kupić jedzenie, a następnie postanowił sprzedać w niewolę swoją jedyną córkę, Mestrę.

Nie znamy imienia żony Erysichthona, ale Mestra albo odziedziczyła po niej pewien szczególny dar, jaki posiadała, albo dostała go od swego kochanka, Posejdona. Mestra mianowicie była zmiennokształtną, i to taką, na której przemiany nie wymusza księżyc, pora dnia czy inne warunki. Mestra przybierała dowolną postać wtedy, kiedy chciała.
Choć kochany ojczulek bezlitośnie sprzedał ją w niewolę, Mestra, po ucieczce, postanowiła mu pomóc. Przyjmowała więc różne postacie – raz cennej krowy, raz drogiej klaczy – i dawała się sprzedać, żeby ojciec miał na jedzenie. Po tym, jak zapłata wylądowała już bezpiecznie w rękach Erysichthona, królewna wykorzystywała pierwszą dobrą okazję, by zmienić postać – na przykład, wyobraźmy sobie, na mrówkę – i uciec.
Niestety (albo -stety), nawet pomoc Mestry nie pomogła i Erysichthon, dręczony przez Loimos, w końcu pożarł sam siebie (nie pytajcie mnie, jak mu się to udało). Mestra została sama – w mojej wersji tej opowieści nadal utrzymując się ze sztuki oszustwa – i zapewne gdzieś wtedy poznała króla złodziei, Autolikosa…
(1) U Kallimacha w Hymnie do Demeter jest inna wersja, w której Triopas nie podpadł bogini i widzimy go, jak z przerażeniem patrzy na swojego syna dosłownie przejadającego rodzinny majątek, w scence, która jest bardziej komiczna niż dramatyczna 🙂
Do poczytania: naukowy tekst o polowaniu na dzika jako rytuale przejścia